10 maja był dla naszej wspólnoty dniem spotkania się z innymi duszpasterstwami w sportowej rywalizacji o Puchar Metropolity Krakowskiego. Wydarzenie odbyło się w piekarskim LO „Radosna Nowina 2000”.

Rozgrywki były podzielone na dwie kategorie – męskie drużyny starły się w meczach piłki nożnej, a żeńskie w meczach siatkówki. WAJ-owe składy tworzyli:
Bartek Jurkowski (kapitan), Tadek Pala, Marek Partyka, Mariusz Partyka, Grzegorz Ruchała, Krzysiek Warych, Kacper Witowski

oraz tworzyły:
Beata Król (kapitanka), Karolina Ferenc, Julia Hanus, Patrycja Kalisz, Amelia Kopiec, Maja Kosińska, Magda Krawczyk, Edyta Łysik, Karolina Pawłowska

Wydawałoby się, że wczesna pora rozpoczęcia rozgrywek będzie przeszkodą do odpowiedniego skupienia uwagi. Stało się jednak inaczej, gdyż od początku towarzyszyło nam napięcie związane z niepewnością co do wyników. Każda drużyna prezentowała dobry poziom, więc czuliśmy, że wszystko może się zdarzyć.

Choć turniej jest naturalnie związany z rywalizacją, w południe odłożyliśmy na bok zacięcie do walki o zwycięstwo, aby zgromadzić się z wszystkimi duszpasterstwami wokół stołu eucharystycznego. Pokrzepieni Chlebem Pana oraz obiadem wznowiliśmy rozgrywki.

Drużyna żeńska wykazała się wiernością i odwagą, ale napotkała na swej turniejowej drodze silne przeciwniczki, które w ostatecznym rozrachunku okazały się lepsze. Tym samym WAJ-owiczki uplasowały się na ostatniej pozycji tabeli.

Męska drużyna nie oszczędziła swoich kibiców, dostarczając emocji do samego końca, gdy walczyła w meczu o III miejsce przeciwko DA Beczka. Gra odbywała się na tak wyrównanym poziomie, że o wyniku decydowały rzuty karne. Kiedy WAJ-owicze strzelali gola, przeciwnicy odwdzięczali się tym samym. Gdy nasz bramkarz, Kacper, wykazywał się nerwami ze stali i bronił atak, podobnie czynił bramkarz DA Beczka. W końcu jednak doszło do przełamania, które wykazało wyższość drużyny WAJ-owej, pokonującej przeciwnika 4:3, a tym samym zapewniającej sobie miejsce na najniższym stopniu podium.

Dodatkową siłę dla obu reprezentacji stanowiła obecność kibiców, którzy przybyli licznie z flagami, bębnem, banerami opisanymi „WAJownicy” i „WAJowniczki”, a także z przyśpiewkami takimi jak „Waleczni jak Ignacy!” czy „DaWAJ, daWAJ, się nie poddaWAJ”.

Choć dzień dostarczył nam zarówno smutków przegranych, jak i radości wygranych, najważniejsza była dla nas możliwość międzyduszpasterskiego spotkania oraz poczucie siły w jedności wspólnoty. Gratulacje dla naszych WAJ-owych reprezentacji! Dziękujemy także wszystkim obecnym tego dnia z nami – fizycznie i duchowo!

Zapraszamy do przeczytania wrażeń WAJ-owiczów, którzy brali udział w wydarzeniu:

Bartek (kapitan): Rola kapitana, którą przyjąłem w tym roku nie była dla mnie łatwa. W zespole przechodzi się przez wiele emocji, po zwycięstwie jest dużo pozytywnej energii, natomiast po przegranej gorycz porażki. Te wszystkie emocje towarzyszyły nam w trakcie turnieju, a jako kapitan chciałem być tym, kto patrzy pozytywnie, nawet w trudnych momentach. Nigdy wcześniej nie byłem w roli osoby, która przewodzi innym, dlatego było to nowe doświadczenie. Z pewnością ważnym elementem dla całego zespołu było wsparcie ze strony naszych wspaniałych kibiców, którzy zagrzewali nas do walki. Możliwość przeżywania turnieju jako wspólnota była dla mnie bardzo budująca i pokazała mi wartość jedności.

Beata (kapitanka): Turniej był dla mnie bardzo pięknym i ważnym przeżyciem we wspólnocie – doświadczeniem jej głębiej, bliżej i na wielu płaszczyznach. Wspólnoty, która chce być, być razem. Wspólnoty, która podnosi i wspiera mimo tych „przegranych”, która dodaje otuchy i radości pośród trudnych emocji – to właśnie tutaj tego doświadczyłam. I choć w myśli kapitana drużyny było pragnienie dawania, po raz kolejny zachwyciło mnie to, jak wiele otrzymałam od drużyny, kibiców i całej wspólnoty. Jestem za to ogromnie wdzięczna Panu Bogu, bo ten dzień po raz kolejny pokazał mi ogrom dobra, które wnosi w moje życie bycie w WAJ- u!

Tadek (zawodnik): To był mój drugi Turniej o Puchar Metropolity, dlatego wiedziałem już, czego się spodziewać oraz ile wysiłku będzie mnie kosztowało uczestnictwo w tym wydarzeniu. Od samego początku trzeba było być skupionym, gdyż o 8:10 graliśmy pierwszy mecz, który mógł nam dać cenne punkty do wyjścia z grupy. Grze towarzyszyły naprawdę silne emocje, nieraz dochodziło do spięć na boisku miedzy zawodnikami, ponieważ każdy chciał dać z siebie tyle, ile mógł. Dodatkowym pobudzeniem jest nieustanny hałas i krzyki dopingujących kibiców. To właśnie ich najbardziej zapamiętałem z tego turnieju, kibiców, którzy towarzyszyli drużynie od początku do końca. Szczególnie ważne było to dla mnie, gdy sam mogłem kibicować dziewczynom grającym w siatkówkę. Bardzo mnie to umocniło i pozwalało jakoś poradzić sobie ze zmęczeniem.

Edyta (zawodniczka): Turniej był dla mnie doświadczeniem wspólnoty i jedności. Uczył mnie zauważać i cieszyć się nawet drobnymi sukcesami, zarówno moimi, jak i koleżanek z drużyny. Razem też przechodziłyśmy przez smutek porażki. Te doświadczenia pokazały mi, że każda z nas tę samą sytuację przeżywa na inny sposób i może potrzebować wsparcia w różnej formie i w różnym czasie. Dzięki regularnym treningom mogłam zobaczyć jak każda z nas się rozwija we własnym tempie. Na pewno to doświadczenie nas do siebie zbliżyło i dużo pokazało o nas samych. Cieszę się, że mogłam być częścią takiej drużyny.

Fot. Paulina Musiolik
Tekst: Paulina Musiolik